LÓD CO PLANY ZMIENIA – 16.09.2013

16 września 2013 0 By Lady Dana 44

POD WIATR DO PROVIDENIYA I LÓD CO PLANY ZMIENIA,

16.09.2013 r.

Kończąc tekst ostatniego bloga napisałem, że „będzie się działo” i się nie myliłem.Nie przeczuwałem jednak ani trochę, że zdarzy się aż tyle i tak zasadniczo pokrzyżuje nasze plany…:(

Jeszcze 2 dni wcześniej byliśmy niemal pewni, że sprowadzeni do Peveku specjalnie dla Francuzów pogranicznicy odprawią nas przy okazji odprawy TARY i w ten sposób zaoszczędzimy kilkaset mil w drodze na Przejście Północno-Zachodnie. Niestety, jak wiecie odmówili. Podobne nadzieje wiązaliśmy z naprawą silnika i też nic z tego nie wyszło. Zważywszy okoliczności uznaliśmy, że nic tu po nas i aby zdążyć dopłynąć do Providenija i dalej na wschód musimy jak najszybciej ruszyć w drogę.

Nie spoglądając nawet w kalendarz oddaliśmy cumy i po cichutku bez silnika przy minimalnym wiaterku ruszyliśmy na spotkanie z przygodą. Już od początku „zaczęło się dziać”. Zamiast wiatru raz po raz ogarniała nas złowroga cisza taka, że słychać było jedynie skrzypiący takielunek. Uwięzieni brakiem wiatru mimo wszystko byliśmy dobrej nadziei. Po wielu godzinach tułania się po zatoce wyszliśmy wreszcie za cypel z nadzieją, że w końcu przywieje. Wiatr się w sumie znalazł, ale słaby i niestety całkowicie przeciwny. Mimo to nadal nie spuszczaliśmy z tonu utrzymując dobre nastroje wśród załogi. Sądząc,że to musi się kiedyś skończyć mozolnie ale z optymizmem halsowaliśmy pod górę zdobywając kolejne mile.

Niestety, tylko mile. Ku naszemu rozczarowaniu nie posuwaliśmy się prawie wcale na wschód. Minęła pierwsza doba, druga, trzecia czwarta i piąta, a my jakbyśmy ciągnęli za sobą dryfkotwę. Nie pomagały zaklęcia, ani ściągane kilka razy dziennie GRIBY /internetowe prognozy pogody/. Wiatr wiał w mordę albo w ogóle go nie było. Właśnie wtedy przy kolejnej zmianie wachty jeszcze zaspany ale już „odbierający proste komunikaty” usłyszałem od Czarka„tak to jest jak się wychodzi w piątek”.

W okamgnieniu przypomniałem sobie stary żeglarski przesąd mówiący o tym, że w morze nie wychodzi się w piątek. Wprawdzie jak stwierdził później Rysiek dotyczyć to ma wychodzenia w rejs, ale jednak coś było nie tak.Żeglarskie porzekadło „Nie wychodź w piątek – kłopotów początek” sprawdzało się w naszym przypadku wyjątkowo skutecznie.

Dalsza droga pokazała, że warto było zajrzeć w kalendarz i poczekać tych kilka godzin do następnego dnia, bo każdego następnego dnia wystawiani byliśmy na kolejna próbę charakteru. Już myśleliśmy, że gorzej być nie może, kiedy przyszły maile od naszych fińskich przyjaciół z jachtu SAREMA. Pekka i Rita donosili ze smutkiem o bardzo złej dla nas sytuacji lodowej na trasie Przejścia Północno-Zachodniego. Wyjątkowo mroźna poprzednia zima trzymała odcinki NWP skute lodem stosunkowo długo i na złość losowi powrót tegorocznej zimy nastąpił wyjątkowo wcześnie.

Nie przeczuwający tego tak jak i my załogi dwunastu jachtów idących przez Przejście Północno – Zachodnie – utknęły w lodowej pułapce już 11-tego września w porcie Cambrige Bay. Z flotylli 12 jednostek podobno 10 miało wracać z powrotem, a 2 szykują się na zimowanie w kanadyjskim porcie. Przekazywane nam przez finów informacje pochodziły od Petera Semotiuka monitorującego przejścia jachtów w tym rejonie. Potwierdził się podejrzanie niebieski kolor widziany przez Ryśka na Wetterzentrale.de.

Nie czekając ani chwili podzwoniliśmy gdzie się da, a szczególnie do naszych zaprzyjaźnionych meteorologów prosząc o wnikliwą opinię i najświeższe dane. Niestety potwierdzały one złą sytuację lodową w Cambrige Bay do której my mieliśmy jeszcze ok.1800Mm

Po otrzymaniu tych niepokojących wieści stanęliśmy przed najważniejszą w tym rejsie decyzją.

Płynąć dalej wokół bieguna realizując założony plan i stanąć do walki z lodową Arktyką ?, czy odpuścić tzw „jazdę po brzytwie” i skierować „Panią Dankę” na południe.

Wprawdzie napisałem ,że stanęliśmy przed decyzją jednak ostatecznie jak to na jachcie decyzję , podjął Kapitan.

Biorąc pod uwagę wszystko o czym wcześniej napisałem jednak przede wszystkim bezpieczeństwo i realne szanse zrobienia pełnej pętli wokół bieguna w tym sezonie, Rysiek podjął trudną ale jak wszyscy sądzimy słuszną decyzję – ZMIANA PLANÓW. Jak mówi znane porzekadło „PLANY SĄ PO TO BY JE ZMIENIAĆ” my zastosowaliśmy się do niego nie bez żalu. Wyprawę przygotowywaliśmy długo i starannie z zamiarem pełnej realizacji pomysłu. Choć w zanadrzu mieliśmy oczywiście wariant awaryjny to w duchu liczyliśmy na więcej szczęścia. Ponieważ najwięcej pieniędzy i oczywiście pracy włożył w ten projekt sam Rysiek dlatego tym trudniejsze było dla niego podjęcie tej wiążącej decyzji.

Cóż, tak już w życiu jest, że nie można mieć wszystkiego, a ambicje nie powinny zastępować zdrowego rozsądku. Trzymając się tych reguł od lat wracamy szczęśliwie do domów z wielu mniej lub bardziej niebezpiecznych wypraw lub wyjazdów. Tym razem mimo, że musieliśmy odpuścić ostatnią część niezwykle trudnego projektu to jednak sporo udało się nam zrealizować.

Za nami wyjątkowo interesujący rejs z Sopotu przez Kanał Białomorski na Wyspy Sołowieckie na Morzu Białym. Arcyciekawa „wycieczka” z Archangielska na archipelag wysp Ziemi Franciszka Józefa na morzu Barentsa, a przy okazji udział i zwycięstwo w regatach RUSARC 80, żegluga wokół wyspy Nowa Ziemia po morzu Karskim i najważniejszepokonanie Przejścia Północno – Wschodniego.

W naszym rejsie „Lady Dana 44” jako pierwszy w historii jacht pod polską banderą i jeden z niewielu na świecie pokonał North East Passage. Kiedy rano 14.09.2013 roku w Cieśninie Beringa przecięliśmy 169 południk długości zachodniej aby tym samym przepłynąć cały oficjalny dystans North East Passage poczuliśmy jak nigdy dotąd że jesteśmy świadkami żeglarskiej historii.

Właśnie z tego powodu dzisiaj kiedy piszę te słowa, a jacht bezpiecznie cumuje w porcie Proviedeniya – jesteśmy szczęśliwi i gotowi na nową alternatywna trasę do Kanadyjskiego Vancouver.:) Miejsce piękne, ale i droga daleka. Właśnie tam planujemy dopłynąć pokonując 2300 Mm po wodach północnego Pacyfiku aby zostawić w Vancouver nasz jacht na zimowanie.

O „przygodach” w ostatnim rosyjskim porcie PROVIDENIYA, a wierzcie mi „już się zaczęły” opowiemy w następnym blogu.

Daniel Michalski