Buenos Aires – początek prawdziwej przygody (BlogPanaDanka)

28 lutego 2018 0 By Admin

Hurra !

Nareszcie mam dobry sygnał internetowy i mogę kontynuować rozpoczętą relację z wyprawy.
Cieszę się tym bardziej,że dzieje się tak wiele , a osobiście  obiecałem systematyczne relacje.

Pomysł aby właściwą wyprawę na Antarktydę poprzedzić dziesięciodniowym pobytem i zwiedzaniem Argentyny nie był nowy . Wcześniej razem z Józkiem/kompanem z wyjazdu/ odbyliśmy już podobną wyprawę na Alaskę – przed rejsem  wokół  Bieguna Północnego w 2014 roku. Sprawdzony scenariusz posłużył tym razem Józkowi  do zaplanowania naszego pobytu w Argentynie. Ci co znają Profesora Garczarczyka /czyli Józka/ wiedzą,że nie odpuszcza i wyciska z każdej wyprawy ile się da .I tym razem, nie było inaczej. Super ciekawy program zwiedzania, wymagający dyscypliny oraz konsekwencji od uczestników  pozwala zobaczyć wiele, a nawet jak mówi autor  jeszcze więcej. Wszystko to Józek zaplanował samodzielnie, ale z moim błogosławieństwem ,więc  jeśli teraz  coś mi  nie pasuje  to nie ma reklamacji./Na marginesie – wszystko mi pasuje/.
Pierwszym punktem programu było Buenos Aires.
Już w 2 godziny po przylocie  i zakwaterowaniu się w Hotelu Królewskim ** który jak się później okazało był naprawdę KRÓLEWSKI –  rozpoczęliśmy zwiedzanie miasta.Zamówiona wycieczka   minibusem z uroczą przewodniczką była super pomysłem . Niemal 3 godzinna przejażdżka, dała nam namiastkę tego co przed nami i jak wielkie jest to miasto.Osobiście nie spodziewałem się tak monumentalnej architektury oraz takiego rozmachu w planowaniu miasta. Dużo  historii, anegdot  i  szczegółów o stolicy usłyszanych  od przewodniczki  miało być dopiero przygrywką do prawdziwej kulminacji dnia. Finał to wizyta w teatrze  rozrywki  MADERO TANGO gdzie oprócz kolacji w towarzystwie ok.200 osób obejrzeliśmy świetne widowisko taneczne opisujące  historię narodowego tańca Argentyńczyków .Super tempo świetna oprawa i scenografia ,nie mówiąc o tancerzach –  diametralnie zmieniła moją opinię o Argentyńczykach..Było bombowo.Do hotelu wróciliśmy po 12 w nocy dowiezieni przez organizatorów.

Nazajutrz od rana, Józek zaplanował systemowe zwiedzanie miasta.Nie uwierzycie ile było do zrobienia i jak to wszystko się udało .
Pobudka 7.00 i do dzieła. Koncepcja prosta . Dla poczucia atmosfery miasta –  jeździmy metrem i zwiedzamy wg planu.Na początek najbardziej znany cmentarz w Argentynie Recoleta na którym pochowanych jest wielu bardzo ważnych dla tego kraju ludzi w tym Evita Peron żona byłego  prezydenta, a później prezydent Argentyny, generałowie ludzie kultury ,sztuki i oczywiście najzamożniejsi. Cmentarz usytuowany w centrum miasta w otoczeniu wieżowców, epatujący historią robi niezapomniane wrażenie. Później  wizyta w ogrodzie japońskim gdzie mieszkańcy BA spędzają chętnie czas w otoczeniu roślin,sadzawek i architektury prosto z Japonii. Jak zauważył Józek ,ogród prawie oryginalny, tylko,że „prawie robi dużą różnicę”. Potem spacer przez najbardziej znany w BA plac de Mayo  ulicą Defence do dzielnicy San Telmo gdzie akurat odbywał się pchli targ.To właśnie tam jak podaje przewodnik narodziło się Tango,a nie jak niektórzy twierdzą w robotniczej dzielnicy LA BOCA.W San Telmo Trafiliśmy akurat na niedzielne pokazy Tanga odbywające się bezpośrednio na ulicy i muszę przyznać ,że było wyjątkowo klimatycznie.Dalej,  pieszo dotarliśmy do dzielnicy  LA BOCA słynącej z  drużyny piłkarskiej BOCA JUNIORS z której wywodzi się Diego Maradona. oraz ulicy Camienito znanej z fantazyjnie pomalowanych biednych robotniczych domostw.
W  ulicznej knajpce zjedliśmy prawdziwego steka po czym wróciliśmy do hotelu na planowaną drzemkę .Wtedy  był jeszcze   plan na nocne wyjście w miasto ,ale  tak nas jakoś  rozebrało ,że  zaplanowana nocna eskapada  zakończyła się   10 godzinnym błogim snem w hotelu.
Ostatni 3 dzień w BA też nie był rekreacyjny. Najpierw zwiedzanie z przewodnikiem jednego z największych i najpiękniejszych na świecie  –  teatru Colone w Buenos Aires ,a zaraz później wizyta w portowej dzielnicy Puerto Madre i zwiedzanie Argentyńskiego odpowiednika naszego „Daru Pomorza.” Cóż to były za wrażenia.Trudno to było przeżyć ,a jeszcze trudniej opisać .Dobrze ,że mam zdjęcia.
O 14.00 mieliśmy zamówiona taksówkę i po akcji zwiedzanie, zameldowaliśmy się planowo na lotnisku.Stamtąd tylko niespełna 2 godziny lotu i  znaleźliśmy się w Trelew  – następnym punkcie naszej wyprawy.
O tym co tam widziałem skreślę w następnym blogu.Póki co pozdrawiam wszystkich czytelników a, w szczególności moją Mamę,której obiecałem systematyczne relacje.
Dziękuję wszystkim za  wytrwałość.
28
Pan Danek