Blog załogi – 5.09.2013

6 września 2013 0 By Lady Dana 44

Pewek, 5.09.2013

Szczęśliwie, dzisiaj nad ranem, po czternastodniowej podróży z Dikson, dobiliśmy do portu w Peweku, syberyjskiego miasta w Czukotce nad Morzem Wschodniosyberyjskim. Miasto, zbudowane w klasycznym radzieckim stylu, ma już za sobą okres prosperity, w wielu miejscach straszą upiorne opuszczone masywne bloki. Obecnie w Peweku mieszka ok. 4000 mieszkańców.

Część miasta jest jednak bajeczne kolorowa, wielkie bloki lśnią świeżo pomalowaną różnokolorową farbą, to darRomana Abramowicza, byłego gubernatora Czukotki, multimiliardera, która stara się ubarwić życie mieszkańców, żyjących w trudnych polarnych warunkach. A że niebawem tutaj będą wybory…

5.09 1

Z Dikson przebyliśmy wielki szmat drogi, chyba był to najdłuższy odcinek naszego rejsu, przesunęliśmy się aż o 90 stopni na wschód. Już różnica czasu między nami a Polską wynosi dziesięć godzin. Podróż nie była taka prosta. O szczegółach przejścia Cieśniny Wilkickiego i o pierwszym etapie przekraczania barier pól lodowych na Morzu Łaptiewów pisaliśmy w poprzednich blogach. Szczególnie trafnie trudną sytuację w kipieli wodnej wśród pływających wielgachnych brył lodu opisał Daniel Michalski.

A potem natrafiliśmy na kilka dni sztormowych wiatrów. Płynęliśmy pod wiatr, łupało nami niemiłosiernie, nawet na zarefowanych wiatrach, ale to jeden z uroków żeglarstwa. W połowie Morza Łaptiewów dostaliśmy się w działanie korzystnych południowych wiatrów, gnaliśmy już jak na skrzydłach, bywały dni, że pokonywaliśmy w ciągu doby ponad dwieście mil morskich!:) Cały czas płynęliśmy uważnie, wypatrując gór lodowych, a także wielkich pni sosnowych. Na prawym trawersie minęliśmy bowiem ujście Leny, wielkiej syberyjskiej rzeki, którą spławiane są do ujście tratwy, zbite z sosnowych czy świerkowych pni. Czasami jednak takie tratwy się gubią flisakom i wędrują do morza.. Dryfujące latami po arktycznych morzach takie wielkie kawałki drewna mogą spowodować porządną awarię.

A gdy już przeszliśmy Cieśninę Dymitra Łaptiewa, weszliśmy na Morze Wschodniosyberyjskie i zostawiliśmy na prawym trawersieujście rzeki Indygirki, zdawało się nam, że już beztrosko przesmykniemy się do Peweku. Niestety na wysokości ujścia rzeki Kołymy (jakże kojarzącą się nam z łagrami z okresu stalinizmu), natrafiliśmy na kolejne pola lodowe i znów zaczęła się skomplikowana żegluga między lodem, dodatkowo emocjonująca w ciemnościach, bo już niestety mamy normalne noce.

5.09 2

Oj, można by pisać jeszcze wiele, o tym co się u nas dzieje, ale na jachcie jeszcze mamy huk roboty, bo jutro rano dalej wyruszamy w morze, a jeszcze na wieczór zaprosiliśmy załogę francuskiego jachtu „Tara”, która dzisiaj rano, tuz po nas, dopłynęła do Peweku. Nasze przypuszczenia okazały się słuszne, to my ich zmobilizowaliśmy do samodzielnego przekroczenia Ciesniny Wilkickiego!:)

Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie, ze wszystkimi problemami technicznymi sobie radzimy.;)

Michał Kochańczyk