Daniel Michalski o życiu załogi – 13.07.2013

14 lipca 2013 0 By Lady Dana 44

Witam bardzo serdecznie wszystkich przyjaciół i sympatyków załogi  Lady Dany 44!

Morze Barentsa 13.07.2013

Od ponad miesiąca bieżące informacje o trwającej wyprawie pisze i przesyła na stronę rejsu nasz najlepszy PR-owiec na pokładzie – Michał Kochańczyk. Wprawdzie trudno mi będzie mu dorównać, ale chcąc nieco uszczegółowić informacje o naszej wyprawie postanowiłem dołączyć do grona „informatorów.” Moim pomysłem jest opowiadanie o życiu na pokładzie jachtu z uwzględnieniem szczegółów, które jak sadzę przynajmniej dla części czytających będą interesujące.

Dzięki wspaniałej atmosferze wśród załogi uzgodniliśmy z Kapitanem i Miśkiem, że NIE BĘDZIE CENZURY. ;P Obiecaliśmy sobie, że będziemy pisać szczerze, a czy wszystko się „zmieści” czas pokaże. No to do dzieła!

Mimo, że od początku byłem członkiem załogi LD44 to na jacht dołączyłem dopiero w Archangielsku. Było to spowodowane zarówno względami osobistymi (praca), ale także faktem, że dokładnie tę samą trasę przepłynąłem razem z Ryśkiem Wojnowskim na jachcie Operon w ubiegłym roku. Teraz kiedy jesteśmy już w komplecie, którego nie zamierzamy zmieniać do końca rejsu, czuję się jak u siebie w domu i jestem szczęśliwy.

Jak zapewne wiecie albo i nie – nasz rejs zostałpodzielony na trzy etapy. Pierwszy z Sopotu przez Bałtyk do St. Petersburga, Kanał Białomorski, Wyspy Sołowieckie do Archangielska. Ten mamy już za sobą. Drugi z Archangielska na Ziemię Franciszka Józefa, w trakcie którego obecnie jesteśmy i trzeci najbardziej spektakularny z Ziemi Franciszka Józefa na wschód przez przejście Północno-Wschodnie oraz Północno-Zachodnie czyli wokół Bieguna Północnego z zakończeniem rejsu w Sopocie.

Dwa pierwsze etapy realizujemy w ramach projektu Rosyjskiej Kompanii Turystycznej RUSARC pod nazwą „The International Sailing Regatta Adventure Race 80DG”. Imprezę prowadzi Kapitan Jachtu „Piotr I” Daniel Gawriłow – ten sam, który w 2010 roku jako pierwszy opłynął biegun północny jachtem w ciągu jednego sezonu nawigacyjnego. Trzeci etap jest już wyłącznie naszym projektem i na tym etapie zdani jesteśmy wyłącznie na siebie.

Tymczasem realizując drugi etap płyniemy dzielnie z Archangielska na Ziemię Franciszka Józefa w towarzystwie flotylli 5 jachtów. Rosję reprezentują – ”PIOTR I” oraz „ALTER EGO”/ załoga rosyjska bandera Maltańska / Finlandię jacht -”SEREMA”, Holandię jacht -”ANNE MARGARETHA” i Polskę – „BARLOVENTO II” oraz nasza „LADY DANA 44″.

Choć nie było mnie na I etapie to wszyscy zgodnie potwierdzają, że zarówno na pokładzie LD44 jak i pozostałych jachtach panuje prawdziwie żeglarska i przyjacielska atmosfera. W trakcie I etapu załogi spotykały się w portach na wspólnych imprezach, a w czasie żeglugi pomagały sobie nawzajem.

Mogę to potwierdzić z wielką przyjemnością, bowiem z okazji mojego przyjazdu do Archangielska i rozpoczęcia wspólnej przygody na LD44- impreza trwała do rana.

Dzisiaj, kiedy piszę te słowa mija już 6 dzień żeglugi z Archangielska na ZFJ.

Co prawda 6 dni w skali naszego rejsu planowanego na 3,5 miesiąca to niedużo, ale w skali wydarzeń całkiem sporo. Od początku warunki żeglugi mamy bardzo dobre i nie możemy w żadnym razie narzekać. Gorzej ze sprzętem.

Najpierw problem z niedziałającym alternatorem zgłosił Kapitan jachtu „Barlovento” – Maciek Sodkiewicz. Nie chcąc zostawić kolegów bez prądu razem z Leszkiem Romanowskim wsiedliśmy do podstawionego przez „Barlovento” pontonu i popłyneliśmy pomóc. Mimo, że żaden z nas nie jest super biegły w elektryce mieliśmy nadzieję na skuteczną pomoc. Na miejscu okazało się, że wymiana alternatora na nowo zakupiony i przywieziony z Polski przez Maćka to nie „bułka z masłem”, bo ani nie pasuje obudowa do uchwytu mocującego ani kable starego alternatora nie pokrywają się z nowymi. Nowy miał wbudowany regulator napięcia, stary pracował z zewnętrznym. Daliśmy radę w zakresie dopasowania obudowy i właściwego zamocowania alternatora natomiast polegliśmy z podłączeniem. Konia z rzędem temu kto umiałby stwierdzić, które kable są w użyciu, a które nie i o co chodzi w tej instalacji. ;p

Ilość tzw. obejść przewyższała ilość łączeń właściwych, a ilość kabli nieużywanych pozwoliłaby odkuć się niejednemu złomiarzowi… Mimo stosowania się do instrukcji podłączenia oraz wielu prób i kombinacji podłączeń niestety nie daliśmy rady wydobyć z nowego alternatora prądu. No cóż i tak się zdarza. Pociecha tylko taka, że w tym czasie piękniejsza część załogi Barlovento zażyła kąpieli na naszym jachcie. ;p

Trochę zmęczeni wróciliśmy na Danę i ruszyliśmy dalej. Nie minęło więcej niż 6 godzin, a w trakcie mojej wachty odmówił współpracy działający do tej pory idealnie – autopilot. Dla niezorientowanych – autopilot na jachcie to takie samo jak w samolocie urządzenie elektroniczne połączone ze sterem utrzymujące zadany kurs, czyli kierunek lotu lub żeglugi.

Na jachcie, szczególnie w trudnych warunkach kiedy jest zimno i są długie przeloty – urządzenie nieocenione. Dzięki wiedzy Ryśka gdzie szukać szybko „odkopaliśmy” prawy achterpik aby dostać się do urządzenia sterowego, z którym pracuje autopilot. Tym razem diagnozy wycieku płynu i dokręcenia złączek oraz napełnienia układu hydraulicznego nowym płynem dokonał sam kapitan. Nie trwało to długo i razem zadowoleni z efektów jego działań pożeglowaliśmy dalej z elektronicznym sternikiem. Tu trzeba oddać Ryśkowi, że zadziałał szybko i skutecznie pokazując kolejny raz, że zna się na rzeczy i mimo deklarowanych dwóch lewych rąk daje radę.

Niestety nie minęło może 10h, a temat autopilota wrócił na tapetę. W tym przypadku było trochę dłużej. Problem dotyczył również steru, a konkretnie siłownika hydraulicznego, którego tłok wykręcił się z mocowania przegubu trzonu steru. Ale żeby to stwierdzić i naprawić trzeba było ponownie wybebeszyć achterpik oraz zabudowę urządzenia sterowego. Tym razem wspólnymi siłami pod okiem kapitana uporaliśmy się skutecznie z problemem i teraz, kiedy to piszę, autopilot działa już bezbłędnie, a my jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenie i zrobiony przy okazji super klar w achterpiku.

Awarie, które opisałem są typowym przykładem tzw. chorób wieku dziecięcego, bowiem nasz jacht jest nowy i wiele urządzeń musi się dotrzeć albo przejść test pod obciążeniem. Ważne żeby być przygotowanym i wiedzieć jak w danej sytuacji postępować. My jesteśmy dobrej myśli i codziennie uczymy się naszego jachtu z dużą uwagą. Co by nie powiedzieć wachlarz urządzeń z jakimi mamy tutaj do czynienia wymaga znajomości, uwagi i skupienia w trakcie obsługi, nie mówiąc już o naprawie. Żeby nie było tak smutno dodam, że wszystkie urządzenia zamontowane na jachcie działają obecnie prawidłowo i dzięki nim cieszymy się bezpieczną żeglugą.  Załoga dotarła się charakterami w pierwszym etapie, a ja docieram się do załogi teraz. Jest OK.

Obecnie jesteśmy na Morzu Barentsa ok. 150 km na zachód od Nowej Ziemii, na wysokości 76 stopnia szerokości geograficznej północnej. Przed nami ok. 2 dni żeglugi na Ziemię Franciszka Józefa. Żeglujemy w dobrych nastrojach, z umiarkowanie silnym wiatrem i przy pełnym zachmurzeniu.

Ponieważ za oknami ponuro, a zbliża się moja wachta, pora już kończyć.

Pozdrawiam wszystkich, a szczególnie tych, którzy dotarli do końca tego tekstu.

Daniel Michalski