Blog załogi 26.08.2013r.

31 sierpnia 2013 0 By Lady Dana 44

Kochani!

26.08.2013 r. Morze Łaptiewów jeszcze w pobliżu Cieśniny Wilkickiego

Udało się nam! Dzisiaj o 04.35 lokalnego czasu, a wg czasu warszawskiego wczoraj o godz. 22.45 zostawiliśmy na prawym trawersie Przylądek Czeluskina na Półwyspie Tajmyr. Czyli dotarliśmy do newralgicznej Cieśniny Wilkieckiego. Stąd już kierujemy się na wschód w stronę portu Pewek.

Dotarcie do tego miejsca zajęło nam trzy dni. Przez ten czas musieliśmy uważnie lawirować wśród pływających wielkich brył lodu i pól lodowych. Wielokrotnie drogę zagradzały nam bariery piętrzących się płyt lodowych. By znaleźć dalszą drogę, wchodziliśmy na maszt i stamtąd wypatrywaliśmy akwenów wolnych od lodu. Staraliśmy się płynąć jak najszybciej, byliśmy bowiem pod presją czasu. Zapowiadane na dzisiaj ostre południowo-wschodnie wiatry mogły całkowicie zmienić sytuację lodową wśród wysepek archipelagów przylegających do wschodnich brzegów Półwyspu Tajmyr. Obawialiśmy się możliwości zablokowania jedynego w miarę wolnego od lodu akwenu, prowadzącego wzdłuż brzegów Półwyspu Tajmyr do Cieśniny Wilkickiego.

Tak na marginesie, to dopiero 22 sierpnia wieczorem, norweska mapa satelitarna ujawniła akweny wolne od lodu, a że już byliśmy na morzu, toteż rączo popłynęliśmy na północny-wschód, by nie zmarnować pojawiającej się okazji.

Ten odcinek drogi, niewątpliwie kluczowy dla całego rejsu, wymagał wytężonej uwagi podczas prowadzenia jachtu przy dużej prędkości w labiryncie kanałów pomiędzy polami lodowymi. Uważna nawigacja jednak nie przeszkadzała nam w podziwianiu arktycznej, lodowej scenerii i przyglądania się licznym kamienistym wyspom mijanych po drodze. Na większości z tych wysp postawione były wysokie drewniane stawy, przydatne w poprzedniej epoce nawigacyjnej (przed pojawieniem się GPS). Kilkakrotnie widzieliśmy foki wylegujące się na krach lodowych. Dopiero, gdy już byliśmy bardzo blisko, majestatycznie zsuwały się do wody.  Natomiast często widzieliśmy foki, pływające blisko jachtu. Paweł Ołdziej na jednym polu lodowym dostrzegł wyraźne ślady niedźwiedzia!

A teraz wpływamy na Morze Łaptiewów. To już piąte morze na naszym szlaku. No i taka duma, że jesteśmy pierwszym polskim jachtem na tym morzu. Płyniemy po otwartej wodzie, na silniku (niestety wiatr mamy od dziobu), w mgle, znów z wytężoną uwagą, bo co kilka minut na kursie ukazują się growlery i spore pola lodowe. Niebawem dogoni nas słynny francuski jacht „Tara”, prowadzący bogaty program naukowy w Arktyce. Załoga tego jachtu też zdąża do Peweku. O ew. spotkaniu z nimi opowiemy w następnym blogu.

Do Peweku mamy ponad 1100 Mn.

Pozdrawiam,

Michał Kochańczyk