Blog załogi 2.07-6.07

8 lipca 2013 0 By Lady Dana 44

Od 1992 roku zespół historyczny, naturalny i kulturalny Sołowek jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Co fascynujące, Rosja niewątpliwie odradza się po 70 latach komunizmu. Świadczy o tym choćby fakt, że w mury klasztoru powrócili mnisi, a budynki, które niegdyś były więzieniem i miejscem udręki tysięcy skazańców, teraz wypełnione są śpiewem, pielgrzymami i turystami.

2.07-6.07 1

Do pobliskiej wyspy – Bolszowo Zajackowo Ostrowa przybyliśmy w rześkim wietrze po pół godzinie. Na wyspie była mała drewniana cerkiew, postawiona przez samego cara Piotra I, ale największą atrakcją wyspy były tajemnicze labirynty o średnicy od 3.40 m do 25 m, o wysokości 40, porośnięte runem, wyglądające jak wielka ślimacznica. Pochodzenie tych dziwnych kamiennych konstrukcji nie zostało ustalone, powstanie ich datuje się na X – XV w. n.e. Z wyspy, porośniętej karłowatą brzozą, rozciągał się piękny widok na Wyspy Sołowieckie.

W słabnącym wietrze, z BolszowoZajackowo Ostrowa skierowaliśmy się na północny zachód w kierunku zachodniego brzegu Zatoki Oneskiej. Michał Wojnowski skorzystał, w czasie odpłynięcia, z okazji popływania na szybkim regatowym jachcie i za zgodą kapitanów przeskoczył na fiński jacht „Aurora”

Od wyspy płynęliśmy już bez przerwy przez całą noc.

3.07.2013r.

Piękny wschód słońca powitał nas na łagodnym morzu. Mieliśmy świadomość, że to jeden z ostatnich wschodów słońca, a przez najbliższe tygodnie słońce będzie nam świeciło przez całą dobę ponad horyzontem.

Płynąc wzdłuż wysokiego, zalesionego, skalistego brzegu, przekroczyliśmy nad ranem 66 stopień szerokości geograficznej północnej. Niespodziewanie na pontonie z malutkiej zatoczki przypłynął Danił Gawriłow wraz z mieszkańcem nadbrzeżnej osady. Danił dotarł tam tuż przed nami.

W czasie dwugodzinnego czekania na pozostałe jachty, łowiliśmy ryby u ujścia skalistej zatoczki, które miały być w tym właśnie miejscu. Niestety, nic nie złowiliśmy.

Miejscowy przewodnik wprowadził nas bezpiecznie do przeuroczej zatoczki, na której to odnogach pływały na dużej powierzchni połączone ze sobą czarne pływaki, wytaczające obszar powierzchni hodowli… małży.

W maleńkiej przystani już czekał na nas Michał Wojnowski, pełen entuzjazmu po całonocnym pływaniu na szybkiej łódce. Michał miał dodatkową satysfakcję, niezwykle sympatyczni Finowie gościli Michała mięsem… renifera.

Dane nam było obejrzeć hodowlę małży. Właściciel firmy, Aleksander Dawidowicz Pozin, zaprosił nas po popołudniu do swojego gospodarstwa, które mieściło się na pobliskiej malutkiej wysepce Tonisaur. Aleksander Dawidowicz oprowadził nas po swoim domu i obiektach gospodarczych oraz zapoznał nas z charakterem działalności. Dowiedzieliśmy się, że rocznie zbiory małży wynoszą sto ton. Spakowane małże po kilku godzinach jazdy łodzią docierają do przybrzeżnej stacji kolejowej, a w dalszej podróży pociągiem są w stanie trafić w ciągu 24 godzin jazdy do licznych restauracji w Petersburgu, Moskwie i innych miast Rosji. Zakres działalności przedsiębiorstwa okazał się dość rozległy, z miejscowych minerałów, gliny i alg morskich wyrabiane są już na lądzie kosmetyki.

Popłynęliśmy także na łodziach i pontonach w głąb zatoki, w rejon hodowli małży, by już na miejscu, bezpośrednio zapoznać się z hodowlą. Pracownicy firmy wyciągali spod pływaków sznurki, do których przyczepione były olbrzymie ilości małży. Na koniec spotkała nas miła niespodzianka, wszystkie załogi jachtów zostały obdarzone małżami.

2.07-6.07 2

Nie trzeba dodawać, że Lech przygotował dla nas wieczorem małże na kilka sposobów. Były wyśmienite, a wino białe idealnie do nich pasowało. Jak Lech to zrobił? Trzeba już jego o to zapytać. Gwoli sprawiedliwości dziejowej, należy odnotować, staranną i cierpliwą pracę Czarka przy czyszczeniu muszli ;p

2.07-6.07 3

Niemal do północy cieszyliśmy się krajobrazem tej malowniczej zatoczki. Było ciepło i słonecznie, korzystaliśmy z pobliskiej sauny, chodziliśmy na leśne wycieczki, przemierzając także rozległe łąki, na których widniały całe połacie kwitnącej na fioletowo wierzbówki kiprzycy.

Tuż przed północą z żalem opuściliśmy to gościnne miejsce, czekała na nas trasa na wschód o długości stu sześćdziesięciu mil do Archangielska.

Morze Białe, 4.07.2013r.

Beztroski dzień na Morzu Białym. Trochę powiało, płynąc na grocie i genule osiągaliśmy prędkość ponad siedmiu węzłów, niestety po południu wiatr ucichł i trzeba było znów pożytkować się „dieselgrotem”.

Michał Wojnowski aż się palił do postawienia genakera, ale że mieliśmy wystarczający zapas czasu na dotarcie do Archangielska, zatem spokojnie płynęliśmy tylko na grocie i genule.

Wieczorem znów zaczęło wiać, zatem z prędkością ponad siedmiu węzłów podążaliśmy na wschód do Archangielska.

 5.07.2013r.

Oj, długie było podejście do Archangielska. Dodatkowo nad ranem, gdy płynęliśmy w górę Dźwiny, nadszedł ulewny deszcz, widoczność uległa znacznemu ograniczeniu, na szczęście płynący przed nami holenderski jacht„Anna Margaretha” zapalił światła pozycyjne i raźniej już poruszaliśmy się na szlaku wodnym.

W Archangielsku, przy pasażerskiej przystani, czekały na nas ekipy telewizyjne i za chwilę mieliśmy na pokładzie gromadkę dziennikarzy. Ostatecznie przycumowaliśmy do pływającej restauracji, która okazała się domem weselnym. O piętnastej kapitanowie jachtów zostali zaproszeni do budynku urzędu miasta na konferencję prasową, podczas której Rysiek opowiadał o zamierzeniach naszego rejsu. Okazało się, że sześć jachtów weźmie udział w regatach do Ziemi Franciszka Józefa, a fiński jacht „Sarema” będzie nam towarzyszył w drodze do Cieśniny Beringa.

Pierwsze spojrzenie na ruchliwe ponad trzystutysięczne miasto, które wywarło na nas miłe wrażenie, w mig znaleźliśmy kawiarenkę internetową, do której był wstęp tylko dla osób od lat osiemnastu.

Pod wieczór przybyły kolejne zmiany załóg na polarny odcinek i nastąpiło wielkie wspólne spotkanie, podczas którego bratały się stare i nowe załogi jachtów oraz goście weselni, którzy także zawitali na pokłady jachtów, panna młoda też była z nami… Wzmocnieni o nowe głosy, jeszcze śmielej śpiewaliśmy szanty i piosenki partyzanckie. Niestety, nad ranem pożegnaliśmy się z Moniką i Lucasem, w Archangielsku skończył się ich etap podróży.

Archangielsk, 6.07.2013r.

Dzień postoju w Archangielsku. Zwiedzaliśmy muzea, był czas na zakupy. Wieczorem wypłynęliśmy na rzekę, postawiliśmy żagle i dla mieszkańców Archangielska zrobiliśmy paradę naszej armady. W nocy gościliśmy wielu mieszkańców miasta, którzy z zainteresowaniem oglądali nasz jacht i ciekawi byli naszej podróż:) . Dostaliśmy też ostateczne pozwolenie na przejście przez rosyjskie arktyczne wody terytorialne…