Blog załogi – 1.10.2013

2 października 2013 0 By Lady Dana 44

Pacyfik, 53 N, 147 W, 1.10.2013 r.

Już jesteśmy na otwartym Pacyfiku. Być może za tydzień, może za dziesięć dni dotrzemy do Vancouver!:)

Jeszcze jesteśmy w trakcie rejsu, ale na pewno większość z nas jest już myślami w domu, ciesząc się na spotkanie z bliskimi i złotą polską jesienią. I też na pewno już nachodzą nas różne refleksje związane z naszą wyprawą. Sądzę, że każdy z nas odczuwa jakiś niedosyt, iż nie udało się opłynąć bieguna – warunki lodowe panujące Północno-Zachodnim nam na o nie pozwoliły, ale i tak odczuwamy wiele zadowolenia z Przejścia Północno-Wschodniego. W końcu jesteśmy pierwszą polską załogą, której udała się ta sztuka, w dodatku bez pomocy rosyjskiego pilota.

Jeszcze na pewno nie mamy dystansu do naszego rejsu, bo jeszcze w nim uczestniczymy i koncentrujemy się na udanym przejściu Pacyfiku. Ale kilka dni temu, przyszły mimowolne refleksje. Mianowicie byliśmy na środku wzburzonego Morza Beringa i amerykański statek rybacki, łowiący dorsze, widać zaciekawiony pojawieniem się na tych odległych wodach polskiego jachtu, po prostu spytał się, co my tu robimy. Gdy Michał Wojnowski wspomniał w kilku zdaniach o naszym rejsie, reakcja członka załogi amerykańskiego kutra była natychmiastowa: „Wow, GREAT ADVENTURE, congratulations”.

Ja osobiście cieszyłem się, gdy przepływaliśmy poszczególne cieśniny i wkraczaliśmy na kolejne morza. Szczególne refleksje odczuwałem w Cieśninie Beringa, podczas opuszczania Morza Czukockiego i wpływania na Morze Beringa (na którym to zdrowo dostaliśmy w kość, jak to ładnie w poprzednim blogu opisał Paweł Ołdziej). Zostawialiśmy za sobą morza arktyczne, płynęliśmy tuż koło Przylądka Dieżniewa, najbardziej wysuniętego na wschód przylądka Azji na Czukotce. Widoczne były Wyspy Diomedesa, rozgraniczające światy Azji I Ameryki. A w dodatku płynęliśmy w dobrej pogodzie, wysokie klify Przylądka widoczne były jak na dłoni, a niezwykłości miejsca dodawał widok towarzyszących nam wielu wielorybów, wyrzucających w górę charakterystyczne gejzery wodne.

Gdy przybiliśmy do Prowidienia, otrzymaliśmy od wielu z Was serdeczne gratulacje. Za wszystkie bardzo dziękujemy, a gratulacje otrzymane od Wojtka Jacobsona, Henryka Wolskiego i Jacka Wacławskiego, żeglarzy, którzy dobrze znają polarny, żeglarski fach, były dla nas szczególnym wyróżnieniem.

Tygodniowy postój w Prowidienii z wielkim wdziękiem rzetelnie opisał Daniel Michalski. Daniel jednak nie wspomniał o jednej „mrożącej krew żyłach” przygodzie, kiedy to z Pawłem Ołdziejem i Danielem udaliśmy się na długą skalistą granią na „Sopkę”, wierzchołek w górujący na miastem i portem, nad urokliwymi stromymi fiordami, głęboko wcinającymi się w ląd. Już na samym początkowym odcinku grani, kiedy to przekraczaliśmy strome kamienne zbocza, przez dłuższy czas towarzyszył nam lis o wręcz płomiennych kolorach. Gdy już lis znudził się naszym towarzystwem i schował się gdzieś w kamieniach, Daniel, prowadzący naszą wycieczek, krzyknął lekko zdenerwowany: „Michał, niedźwiedź!!!!” Rzeczywiście coś białego poruszało się nad nami. I przyszło kolejne spostrzeżenie Daniela „A może to koza??” Ale czuło się lekki strach w ustach Daniela. Po kolejnych kilku sekundach, to białe stworzenie okazało się zającem, które w tych okolicach są dość pokaźne. Ale cośmy się pośmiali z tej sytuacji…:D

W godzinach popołudniowych 27 września, przy korzystnym północno-wschodnim wietrze, dotarliśmy do cieśniny Umilak, umożliwiającej przejście z Morza Beringa na otwarty Pacyfik, między Półwyspem Alaskańskim a Wyspami Aleuckimi. Niestety, widoczność mieliśmy ograniczoną, widzieliśmy tylko zarysy brzegów i zboczy, nie udało się nam zobaczyć wulkanów, a tym bardziej drzew, których nie widzieliśmy od trzech miesięcy.

Za to od tego czasu, płynąc wzdłuż ruty prowadzącej z Kanady i USA do Chin i Japonii spotykamy się z dużym ruchem statków, prawie tak dużym jak „na Marszałkowskiej”. Za pomocą systemu AIS (system identyfikacji jednostek pływających na morzu) możemy poznać wielkość tych masowców i kontenerowców, które rzadko kiedy mają długość poniżej trzystu metrów. Daje to pewne pojęcie o wielkości transportu między brzegami Pacyfiku.

Jeszcze nie wiemy, co się stało, ale niespodziewane Michał Wojnowski w niedzielę 28 września samorzutnie i samodzielnie przygotował obiad, oczywiście w dużej mierze bazując na produktach, przygotowanych już wcześniej w Sopocie, przez nieocenioną Panią Dankę. Jak do tej pory wszystkie smakowite posiłki były przygotowane przez niezmordowanego Lecha…

Płynąc w stronę Vancouver, stopniowo nawiązujemy kontakt ze znajomymi z Vancouver, z tamtejszą Polonią. Szczególnie ożywiony kontakt powstał między nami a Jurkiem Kuśmidrem, znanym, doświadczonym żeglarzem. Jurek wręcz zaskoczył nas swoją serdecznością. Nie tylko przesłał nam pracochłonny pakiet bardzo użytecznych praktycznych, żeglarskich informacji, ale też podjął wraz ze swoimi znajomymi zorganizowania uroczystego naszego powitania. Vancouver. To bardzo miłe, że zostaliśmy tak docenieni, jesteśmy tym nawet trochę zmieszani, ale się cieszymy na spotkanie z polonijnymi żeglarzami. Mamy nadzieję, że przyczynimy się do radosnego świętowania. Tylko musimy tam dotrzeć podczas weekendu…

Pierwsze trzy dni na Pacyfiku, podobnie jak na Morzu Beringa, były sztormowe. Już do tej pogody się przyzwyczailiśmy. Gdy siła wiatru obniża się do ośmiu stopni Beauforta, traktujemy to jako zwykłą ósemkę. Dzisiaj jedynie było w miarę spokojnie (przed południem szóstka, później nawet była dwójka), ale od jutra znów będzie wiała ósemka i to prosto w twarz… No cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo..

Wczoraj dotarła do nas wiadomość, że znany nam już francuski jacht „Tara”, pokonał niedawno Przejście Północno-Zachodnie. Szczerze mówiąc, to się zdziwiliśmy, że w tych trudnych warunkach Francuzom się to udało, ale też ucieszyliśmy z ich sukcesu. Naprawdę!!! Doceniliśmy to. A dzisiaj otrzymaliśmy od Wojtka Wiktora Wejera informację, że jacht „Tara” dokonał tego przejścia za pomocą lodołamacza… Może dla celów naukowych ich wyprawy, konieczne było dokończenie ich planów każdym sposobem.

Pozdrawiamy Was Wszystkich bardzo serdecznie!:)

Michał Kochańczyk